W połowie lipca wybraliśmy się na kilka dni do Lwowa. Wszystko to dzięki nowemu połączeniu Wizz Air z Wrocławia.
Bardzo mile wspominaliśmy zeszłoroczny wyjazd do Kijowa, stąd Lwów miał się okazać jeszcze mocniejszym miejscem. Nie zawiedliśmy się i z pewnością szybko tam wrócimy.
Pierwszy raz mieliśmy okazję rozpoczynać podróż z wrocławskiego lotniska. Muszę przyznać, że przerosło nasze oczekiwania! Zwłaszcza otoczenie i parkingi – tanie i bardzo blisko terminala. Oczywiście lotnisko we Wrocławiu nie może się równać z Katowicami pod względem ilości odprawianych osób, stąd cisza ma swoje wady i zalety. Trzeba jednak przyznać, że w szczycie wakacyjnego sezonu bez większych kolejek na bramkach spowodował, że mogliśmy spokojnie odpocząć w strefie wolnocłowej.
Lot króciutki, a na pokładzie sporo wolnych foteli. W rzędzie przed nami w ogóle nie było nikogo. Zresztą na odprawie bagażowej też pojedynczy pasażerowie. Widać, że zdecydowana większość podróżowała z samym bagażem podręcznym.
Po przylocie do Lwowa zaskoczył nas nowy terminal. Choć wiedzieliśmy go na zdjęciach, to nie spodziewaliśmy się, że jest tak spory! Widać, że niestety w większości niewykorzystany z masą pustej powierchni. Wymieniamy 20 PLN na hrywny, aby dostać się do miasta i ruszamy przed terminal.
Postanowiliśmy skorzystać z komunikacji publicznej. Bezpośrednio spod nowego terminala odjeżdżają zarówno autobusy, jak i trolejbusy. My wybraliśmy tańszą opcję 🙂
Trolejbus – Linia numer 9 jedzie pod lwowski uniwersytet, a stamtąd mieliśmy kilkadziesiąt metrów od naszego hotelu. Bileciki kupujemy u kierowcy – cena… 3 hrywny. Należy pamiętać, że w przypadku posiadania walizki, trzeba dodatkowo zapłacić za bagaż. Opłaty są na tyle symboliczne, że nie ma co kombinować.
Autobus – trasę z lotniska obsługuje linia 48. Cena za przejazd to aktualnie 4 hrywny. Autobusem dojedziemy do Prospektu Svobody – centrum miasta. Stąd w zasięgu spaceru znajdziemy większość popularnych hoteli.
Dojazd trwa. Po wyjeździe z lotniska poruszamy się jeszcze dość żwawo, ale czym bardziej zbliżamy się do centrum, tym wolniej. W autobusie robi się zresztą coraz ciaśniej. Oglądając ludzi upchniętych jak śledzie w lokalnych marszrutkach stwierdziliśmy, że za żadne skarby nie będziemy się nimi poruszać po Lwowie 🙂
Po ok. 35 minutach dojeżdżamy pod uniwersytet. Ogromna liczba ludzi, w tym zwłaszcza Polaków. Szybko odnajdujemy hotel i zaczynamy zwiedzać miasto.
W tracie 4 – dniowego pobytu tylko raz korzystamy z komunikacji publicznej jadąc na cmentarz Łyczakowski.
Prawdziwe dzieła sztuki – czechosłowacka produkcja i moc wrażeń w miejskich trolejbusach.
Jest to zbyt piękne miasto, aby oglądać je zza szyb taksówek czy zatłoczonych autobusów. Na każdej ulicy znajdziemy niesamowite budynki, klimat, niesamowite podwórza czy klatki schodowe.
Kurs powrotny na lotnisko trolejbusem należy zaplanować trochę wcześniej. Jechaliśmy na lotnisko godzinę. Stary sprzęt, w dodatku niesamowicie zatłoczony. Oczywiście największą atrakcją lotniska we Lwowie będzie strefa wolnocłowa. W tym roku za litrowego nemiroffa płaciliśmy 3 euro. Zestawy prezentowe z karafką czy szklankami kupujemy za 5 euro… Należy oczywiście pamiętać o limicie przewożonego alkoholu 🙂
Przelot powrotny do Wrocławia opóźnił się o godzinę. Powodem był problem z wyważeniem samolotu. Pierwszy raz w życiu spotkaliśmy się z taką sytuacją. Stewardesa stwierdziła, że to również ze względu na słabe obłożenie oraz małą liczbę bagaży. Pasażerowie z pierwszych rzędów musieli przesiadać się na tył samolotu.
Polecam bardzo korzystanie z rozwiązania lotniczego przy city breakach do Lwowa, bo lot jest króciutki, na miejscu mamy świetne dla nas ceny, a lotnisko położone jest bardzo blisko miasta. Siatką połączeń ze względu na stale rozwijający się ruch z Ukrainą rośnie, a bilety można często kupić za kilkadziesiąt złotych.
1 komentarz. Zostaw komentarz
Inspirujący pomysł na weekend. Fajnie byłoby poczytać też coś więcej o samym Lwowie 😉