Niedzielne bieganie to prawdziwa uczta dla ciała i duszy. Cisza, spokój, ja i bieganie. Niedziela ma swój klimat, swój spokój i stały, cotygodniowy rytuał.
Wszystko to oczywiście w niedziele, które są wolne od wszelkich imprez i zawodów. Latem zostają jeszcze rodzinne wyjazdy. Dlatego spokojne, relaksujące wybiegania kojarzą mi się głównie z jesienią, zimą oraz wczesną wiosną.
Staram się wstawać możliwie jak najwcześniej, by zjeść szybkie śniadanie i wyruszać na trasę jak najszybciej. Wszystko to z miłości do tego leniwego trybu, w którym pracują niedzielne poranki.
Biegnąc lokalną promenadą, lasem, łąkami wiem, że będę tylko ja i moja pasja. Nie zagłuszam myśli muzyką czy lektorką z Endomondo. Po prostu idealny relaks w całkowitej ciszy…
Niedziela to czas, gdzie aktywność większości osób ogranicza się do porannego oglądania telewizji i spania. Wykorzystuję to bezwzględnie, ciesząc się możliwością biegania na czerwonych światłach, środkiem asfaltu. Cieszy również sama przyroda, które jest piękniejsza i bardziej dostrzegalna, gdy jesteśmy z nią sam na sam. Wszystkie zmysły pracują na pełnych obrotach w tym słuch, który dostrzega szum suchych liści pod butami czy odgłosy strzelających gałęzi.
Lubię, gdy jest ciepło, świeci słońce, jednak niedzielne poranki są na tyle niepowtarzalne, że są piękne o każdej roku. Mimo dzisiejszego braku słońca, przepięknie się biegało na łonie natury. Aż żal było wracać, gdy organizm po ponad dwóch godzinach podpowiadał, że czas kończyć.