Jak wakacje to tylko w opcji All Inclusive. Polacy z pewnością należą do grupy, na których hotelach zbyt wiele nie zarabia, skoro All Inclusive to do oporu!
Pewien schemat dla się zaobserwować na każdych moich wakacjach, potwierdza się to również w biurze podróży – zdecydowana większość naszych rodaków wybierając zagraniczne wakacje wybiera je w opcji All Inclusive. Jak już jechać, to na bogato! Tak myśli duża część, zakładając, że pochwalenie się wakacjami All Inclusive to szpan i szacunek w towarzystwie, a jednak może być zupełnie na odwrót…
Faux pas popełniany jest już na starcie, gdyż osoby szukające wycieczek mało kiedy potrafią poprawnie wyartykułować swoje pragnienia – zwykle rozpoczyna się od wakacji „exlusive”, „oł enklusive” czy po prostu „inclusive”. Tak więc już na starcie zakładamy, że nasza wycieczka będzie z gatunku tych „ekskluzywnych”.
Prawdziwe dolewanie do pieca zaczyna się jednak na miejscu, kiedy przybywają na wakacje osobniki myślące, że wykupienie wakacji All zwalnia ich od wszystkiego na miejscu, a zabrane pieniądze mogą przeznaczyć tylko na pamiątki. Teoretycznie tak, natomiast obserwując wyczyny co po niektórych można być wyrozumiałym dla „polish joke” czy postrzeganiu nas zagranicą.
Dekalog Polaka na wakacjach All Inclusive:
- „Jeść i pić ile wlezie, w końcu za to zapłaciłem” – straszne, ale prawdziwe, nawet w największy upał i mimo szczerych niechęci zabieram rodzinę na obiad do restauracji, w końcu inni zjedzą moim kosztem. Korzystam z też z barów, a przed ich zamknięciem nabieram tyle kubków z alkoholem, żeby mi wystarczyło, zawsze w razie czego zostanie.
- „Żadnych napiwków” – nie zostawiam za sprzątanie, w barze, kierowcy, bagażowemu itd – przecież ja za to wszystko zapłaciłem kupując All Inclusive.
- „Nigdzie poza hotelem nie jem i nie pije” – nie po to zapłaciłem za All Inclusive, żeby kupować jedzenie, kawę czy piwo w lokalnych sklepach.
- „Kanapki na drogę” – jadąc na wycieczkę fakultatywną nie zapominam zrobić kanapek i zakosić parę kawałków arbuza, pomarańczy etc, w końcu ja za to wszystko zapłaciłem.
W popularnych hotelach zawsze ponadto można znaleźć osoby, zwykle grupują się i spędzają czas w barach razem, które głównym celem przyjechania na wakacje uczyniły szukania wszystkich wad i usterek. Turystyczna Najwyższa Izba Kontroli. Zrozumiałe, kiedy jest to zasadne, gorzej, że padają tak wymyślne zarzuty, jak sposób położenia fugi, brak rękawiczek kelnerów czy mało urozmaicone jedzenie.
Wtrącam się do takich dysput i zawsze wrzucam, że „widocznie nie stać było Państwa na lepszy hotel”. Co niektórzy nie rozumieją, że All Inclusive został stworzony dla wygody, a nie dla jakiegoś wyrafinowanego zaspokajaniu gustów smakowych. To dlatego we wszystkich popularnych hotelach są dostępne rozcieńczane napoje, podróbki coli czy sprite’a, soczki na bazie wody i farbki oraz lokalne alkohole. To dlatego goście z Zachodu w dużej części jeżdżąc na wakacje do Grecji czy na Wyspy Kanaryjskie często korzystają z wyżywienia HB (dwa posiłki) lub samych śniadań, by zjeść coś smacznego w lokalnych knajpkach.
Wiadomo, im lepszy hotel, tym lepszy All, w co niektórych można nawet liczyć codziennie na żelki „Haribo”. Nie ma nic gorszego, i to w każdej dziedzinie jak nie zdawanie sobie sprawy z wielkości ceny, jaką zapłaciliśmy za daną rzecz. Jeżeli kupuje klapki za 15 zł, to nie mam do nikogo pretensji jeśli rozwalą się po dwóch miesiącach. Co najwyżej do siebie, że głupio wydałem 15zł.
Nie jestem przeciwnikiem opcji All Inclusive, a wręcz przeciwnie, uważam ją za idealną wszędzie dla rodzin z dziećmi, idealną w Turcji, Tunezji czy Egipcie. Sam często z tego korzystam, ale nie uzależniam od niej rozkład swojego dnia, ani przymusu przebywania w hotelu. Nie jest rujnującym dla budżetu kupienie butelki wina w sklepie, by bez oglądania się na bary hotelowe siąść sobie wieczorem na swoim balkonie i bez kolejek, w spokoju się napić.
Podchodźmy do wszystkiego z głową, pokażmy, że jesteśmy narodem na poziomie, nie narzekajmy i nie oczekujmy nie wiadomo czego, kiedy płacimy mało.